piątek, 25 czerwca 2010

Crystal Castles hajp hajp

Wróciłam dzisiaj nad ranem do domu z koncertu Crystal Castles.Mój drugi ich koncert i szczerze powiedziawszy to zastanawiam się,czy był sens jechać aż do Warszawy a nie do Katowic czy też w ogóle.Moje generalne podkurwienie zaczęło się od pociągu.Gdzie są przedziały? Trzy godziny na krzesełkach? Jak ja kurwa zapalę.Krzesełka znalazły z czasem bardzo praktyczną funkcję a palić chodziłam do kibla.Swoją drogą gdyby mnie ktoś na dłużej zamknął w takim klozecie to pewnie bym się oduczyła palić.Wkurw dwa należy do KALOSZY! Padało,lekko/średnio,ale padało.Pojawia się moje pytanie,czy jeśli w stolicy pada,to każda bardziej ogarnięta albo potrzebująca hajpu kobieta musi wyjść w kaloszach? To jest moja trauma.Wszędzie ,gdzie się nie spojrzałam to kalosz.Ja pierdole.Potem ci ludzie w kolejce do wejścia.Cud,że nie rzygałam.Koleś zrobiony na kobietę.Trochę takie połączenie Dawida Bowiego i La roux,niestety bardzo,bardzo nieudane.Potem ci ludzie w tych nerdach i innych plastikowych gniotach,które im nie pasują kompletnie,ale hajpik musi być.Jeszcze te przepychanie się żeby dotknąć swoją idolkę.Słuchasz tego co grają na tym koncercie czy celem nadrzędym jest zmacanie Alice?Nie kupuję tego strasznie.Znaczna część ludzi dla lansu przyszła.Kołki jebane.Kultury zero,pojęcia o tym co się gra zero,sieciówki od A-Z=dramat.O kobiecie,która w przedziale wystawiła na środek swoje szwaje z haluxem do publicznego wąchania nie chcę myśleć.Dno dna! [buziaki Fetysz.;*]
Generalnie rzecz biorąc nie lubię jak się na mnie ktoś gapi,takie jakieś zboczenie.Mam rozwalony kręgosłup,ledwo funkcjonuję.Zobaczyłam na własne oczy Komara i wkręciłam sobie,że pewna kobieta  to jest Anna Parini,co okazało się dzisiaj dopiero prawdą,że ona to ona.Mam dobre,niemoralne wspomnienie,choć nie wiem czy powinnam się do tego przyznawać i się cieszyć w jakiś tam sposób.

piątek, 18 czerwca 2010

I'm not alone.Am I?

Ze względu na to,że nie wiem kto z moich znajomych tu zagląda, zachowam wszelkie szczegóły dla siebie.Powiem jedno,czuję się dosko.Wykluczam wszystkie inne problemy,przyszłe dni i mówię sobie,że jest dobrze.Tylko nie jest to w całości prawdą.Wczorajszego wieczoru i nocy przeżyłam jakiś koszmar.Dlaczego jak zostanę na niespełna na 15 minut sama na koncercie to od razu zamieniam się w lep a wszyscy faceci wkoło w muchy? Stoję sobie sama,bo do znajomych nie chciało mi się podejść i odpowiadać na pytania,dlaczego zmieniłam kolor włosów i co u mnie słychać.Odpalam papierosa i wtem podchodzi do mnie jakiś koleś mówiąc coś,a ja udaje,że nie słyszę.Pytam czy się znamy,on się przedstawia.Gapi się na mnie jak w obrazek,ja centralnie przed siebie.Mam go gdzieś,bo nie mam zamiaru zapraszać,go do swojego świata.Spala fajkę i mówi mi do ucha,że idzie.Ok,cześć.Ozięble,bo mi nie zależy.A on kurwa patrzy na mnie jakby miał mnie zaraz pocałować.Czy ja mam na twarzy jakiś wyświetlacz LCD z oczojebnym napisem,nie mam chłopaka?
Teraz taki jakiś jebany fejm mam przez włosy.Łał patrz,ła ale ruda,o jesteś ruda.Nie mam zielone włosy i zaraz dostaniesz kosę w plecy.Ludzie mnie nie poznają na ulicy,a jak poznają to skupiają się na moim wyglądzie.Dlatego wolę opcję incognito,patrzę na nich a oni są nieświadomi tego.Plotki na swój temat i jakieś dorabiane wątki,szepty i komentarze z dupy też uwielbiam.Bo nie można nigdzie wyjść publicznie,bo zaraz ploty,że jak to,o patrz,o z kim przyszła.
Ale grunt to mieć wyjebane na tych wszystkich zjebów.Tą sztukę opanowałam do perfekcji.

I know what I am .

niedziela, 13 czerwca 2010

high and dry

Dawno się tak nie czułam.Serce mnie boli z tych wszystkich spraw i nerwów.Wczorajszy wieczór i noc zaliczam do chyba najgorszych w moim życiu.Wczorajsze zamykanie pralni okazało się klapą i wkurwieniem na najwyższym levelu.Ja się nie nadaję do pracy z ludźmi.Nienawidzę,gdy szuka się winnych,zrzuca winę na pierwszą lepszą osobę.Cholera jasna,w pracy ma się być skurwysyńsko skupionym na tym co się robi a nie na swojej dupie i tylko na tym,by wyjść na tym wszystkim jak najlepiej i jeszcze najmniejszym kosztem.W przyszłości będę skurwielem w pracy.Mogą mnie za to nienawidzieć,ale osiągnę więcej bez całego wzajemnego spoufalania się sobie i lizodupstwa.
Problem tak na serio tkwi we mnie,ten mój cholerny charakter psuje wszystko.Coraz częściej się przekonuję,że albo mam zły i trudny charakter albo na tyle idealny,że mnie chwalą za niego.Trzymałabym się raczej tej pierwszej wersji.Nerwowa Dama,przeklinająca,paląca jak smok,szczera,wredna,podła,chamska.egoistka i Matka Teresa w jednym,pierdolona idealistka.

sobota, 12 czerwca 2010

lato śmierdzi potem

Siedzę w swoim pokoju przed kompem,jest duszno i porno,czuję się jakbym wróciła z pieszej krucjaty , na trasie Tokio-Polska zaliczając przy tym każdy przydrożny bar.Mózg mi się rozgotował .30 stopni i już inaczej żyjesz.Właściwie to od kilku dni nic nie jem,jedynie piję wodę.Nawet mi się palić nie chce.Paranoja,żeby jakaś pogoda mi wywracała życie,zmieniała grafik,zmuszała do diety i zakupu letnich ciuchów,odbierała energię i chęci na cokolwiek.Lato to obleśna pora roku.Wszędzie ociekający potem ludzie.Twarze jakby wysmarowane oliwką dla dzieci,ale to niestety pot! Spocone nieogolone pachy i bluzki na ramiączkach ukazujące silikonowe aseksualne ramiączka.Nawet nie chcę myśleć jaki klimat jest w autobusie w godzinach szczytu.Nie lubię patrzeć w taką pogodę na ludzi.Katują mnie.Mam ochotę większości zafundować lustro.Przykro mi się patrzy na te wszystkie mankamety urody podkreślane na każdym kroku.Tu legins do grubej łydy,tu szorciki,tu miniówka a tutaj jeszcze piankowe japonki.Wczoraj wracając w upale ok.11.00 do domu zastanawiałam się,jak to przejebane życie mają otyli a w szczególności w lato.Przecież mają zbędny bagaż!Pot w każdej fałdzie,fałdy o siebie się ocierające! Ja przy swoich 49kg mam ciężko,pocę się jak szczur i aż się boję pomyśleć jak się mają ci co mają jakieś 100kg,

środa, 9 czerwca 2010

duszno i porno

Nastał okres,kiedy to w cieniu temperatura dochodzi do 30 stopni,butelka wody to stały element a wszechogarniające ciepło zniechęca do wychodzenia z domu.Dla mnie to czas męczarni.Po pierwsze przy takiej pogodzie  nie mam łatwego życia z powodu alergii.Dobrze,że śpię sama,bo kompromitacją by było,gdyby ktoś mnie z otwartym pyskiem w śnie zobaczył.Ale to jeszcze nic,prawdziwą mantrą jest dla mnie ubiór.Kompletnie nie wiem,w co mam się ubrać.Wczoraj się z tego powodu spóźniłam na spotkanie.No,po prostu nie mogę się w niczym dobrze poczuć.W tym za ciepło,to nie,tamto nie pasuje,damn!
Ogólnie rzecz biorąc zaczęło się jakieś narzekanie,że brzuch nieidealny a zaraz trzeba będzie się pokazać w stoju kąpielowym,że biodra nie takie,że nogi niezadowalające.Już obserwuję u siebie wzrost lekkiej paniki.Dieta ŹM,hektolitry wody i zero cukru.Bo lato,bo tobie nie wolno nawet w rozmiarze XS/S.Paranoja.Najgorsze dopiero nastąpi,gdy dostanę wypłatę i udam się na zakupy przewalając znaczną część.Na szczęście szmateksy są tanie i dobre.Ten idealizm mnie zabije kiedyś.

sobota, 5 czerwca 2010

przygoda u fryzjera

Wreszcie podjęłam ostateczną decyzję,idę do fryzjera i zmieniam kolor włosów.Klamka zapadła.5 czerwca,8.00 zjawiam się u fryzjera.Z każdą sekundą bałam się co raz bardziej.Pierw byłam blondynkom/rudom a potem nie wiadomo czym.Wreszcie po jakiś 3 godzinach zobaczyłam co wyszło.Dałam się namówić na ścięcie włosów.Baj,baj jakieś 8cm.Wszystko super.Cięcie nowoczesne,drapieżne lekko,ale kolor.RUDY! ja jebie.Nie jestem do końca przekonana do tego koloru,no ale lepsze to niż bycie ciemną brunetką.Za miesiąc się pofarbuje na inny kolor,coś się wypłucze i tyle.Nie wiem czy to była słuszna decyzja,ale radykalna zmiana jest.To skoro zmieniłam radykalnie wygląd to może i życie zmienię? Może czas na plan B albo i przyśpieszony C? Tak źle a tak jeszcze gorzej.A napisanie kilku ciekawych zdań o sobie przyprawia mnie o wymioty tak samo jak moja praca.Byle do końca września.