środa, 14 lipca 2010

jestem zjebem

Tak,jestem zjebem.Jestem chyba jedną z niewielu osób,jakie mi jest dane znać,ups wybacz czytelniku,ale siebie nie znam zbyt dobrze,no ale kontynując,jestem zajebiście wyjątkowa pod względem życiowego nieogaru i organizacji.Z reguły ludzie wiedzią,jakie mają plany na przyszłość.Wiedzą namacalnie w momencie,kiedy ich od tej przyszłości dzieli jakieś 2 do 3 miesięcy.Ja nie wiem.Nie wiem,co dalej chce w tym zasranym życiu robić.Edukacja/praca/Ameryka.Trzy opcje i każda wzajemnie się wykluczająca.Chce studiować,ale nie wiem,czy to co wybrałam jest dobre dla mnie.Właściwie o studiach nie powinnam teraz myśleć,bo ważnych decyjzji nigdy nie umiałam podejmować.Praca,czyli bombowa sprawa.Chce zarabiać,ale niestety coraz ciężej mi ta praca przychodzi.I tutaj pojawia się nieogar kolejny.Nie wiem,czy rzucić to wszystko w cholerę czy piąć się dalej.Dizaster nr 3-Ameryka.Wszyscy mnie pchają,a jak mnie już rodzina pcha to znaczy,że to dobra opcja dla mnie.Mogę polecieć,trochę popracować i pozwiedzać.Mogę,bo nie trzyma mnie tu nic.Ani praca,ani studia,ani miłość.Do jesieni troszke czasu zostało więc w sezonie jesień-zima tematem naczelnym moich rozważań będą Stany.Intryguje mnie moja osoba,bardzo a nawet zbyt,ale to może dlatego,że dziś mam dość specyficzny dzień.Katowice.Pierwsze zdjęcia od lutego,które nomen omen dupy nie urywają.Jutro kolejny dzień zmagań.Zdjęcia i praca.Jeszcze cięższy piątek i pozytywna prezentowa sobota.Nie chce mi się,cholernie mi się nie chce,ale muszę to przetrwać wszystko,napocić,bo wiem,że coś z tego kiedyś dobrego wyjdzie.Biorę urlop i mimo wszystko spierdalam na Woodstock.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz