piątek, 19 listopada 2010

there is a light that never never goes out

Coś się kończy,coś się zaczyna.Etap pierwszej pracy mam za sobą teraz mam szansę na pracę,która da mi więcej satysfakcji i spokojną głowę.Muszę się postarać i zdobyć tą robotę,bo inacznej zginę.Natura moja jest niewdzięczna,bo wiedząc,że nie mam obecnie pracy nie powinnam tyle(!) wydawać,no ale kożuch to absolutny must have sezonu.:)
Kwoty jakie wydaję na ciuchy i buty czy kosmetyki są coraz bardziej astronomiczne,a lista must have i spełnionych satysfakcji jeszcze nie jest nawet w połowie zrealizowana.
Dziś wieczorem pora wyjść i zapomnieć o tym dniu,nie myśleć co jeszcze może się stać.No,kurwa nie płacz nad rozlanym mlekiem!
Od dzisiaj żyję bardziej spontanicznie,wracam do tych cudownych czasów z hasłem; rock n' roll.Nie planuję,nie kalkuluję a na pewno nie łudzę się już na nic.
Koniec roku i wielkie rewolucje,chociaż na największą wciąż się przygotowuję.

Ps.Znów dziękuję losowi za to,że kiedyś zaprowadził mnie w pewne miejsce i dał możliwość poznania tych CUDOWNYCH LUDZI! Dzisiejszy dramat byłby o wiele większy gdyby nie te kochane mordki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz