piątek, 30 grudnia 2011

this is the end...

Najlepsze:
Nowy Rok,kwiecień-Kraków,wygrana biletów na Sufjana Stevensa/Warszawa,wakacje,kilkanaście dni spędzonych z Kubą,sopocka plaża w środku nocy,21 lipca,27 sierpnia, 2 grudnia,OFF,24 czerwca,impreza z Saszą i ta na zakończenie wakacji, I take her to a supermarket,3 dzień października spędzony pod pomnikiem.

Najgorsze:
18 października,1 października,23 października,1 listopada,święta Bożego Narodzenia,25 sierpnia,w sumie to cały październik i listopad prawie cały.

Taki mniej więcej był dla mnie ten rok w schematycznym skrócie,najgorszy rok mojego życia.Na przyszyły rok nie mam żadnych planów czy postanowień.Może tylko,że nie wejdę w ten rok z myślą,że poszukam sobie kogoś kto zostanie na dłużej i też z celem,zrealizowania swojego marzenia związanego z pracą.

wtorek, 27 grudnia 2011

ŚWIĘTY spokój


Niektórzy mają mnie za autorytet.Wiem kto i dlaczego,śmieszy mnie to mniej lub bardziej,traktuję to bardzo z przymrużeniem oka.Wszystko dlatego,że nie jestem na tyle wyjątkowa,nie robię rzeczy spektakularnych żeby stawiać mnie na podium majestatu.Do szewskiej pasji doprowadza mnie,gdy ktoś bierze przykład ze mnie,świadomie CYTUJE MNIE NA FACEBOOKU [tzn.nie,że cytuje cytuje,ale mówi moje słowa w swojej osobie] i w dodatku robi to z hipokryzji,bo myśli że tym zaimponuje.Zaimponuje jeśli będzie wiedzieć o czym mówi a nie będzie powtarzać moich słów.Cóż widać jak ktoś nie ma pomysłu na siebie to musi kopiować od innych.

Słaby okres,słaba atmosfera,ale cieszę się że już po tej całej szopce zwanej świętami.Jeszcze tydzień i wszystko wróci do normy,pusty dom,cisza,spokój,książki i nauka.


środa, 7 grudnia 2011

czerń.

Dlaczego mam tak intensywnie pamiętać o kimś kto nie pamiętał o mnie za życia?
Dlaczego mam tak długo nosić w sobie żałobę?

To co czuję w środku nawet mnie zaskakuje więc mamo nie proś żebym Ci kiedyś pękła przed oczami i uzewnętrzniła to wszystko co czuję i myślę.

Kiedyś chciałabym przełamać wstyd i pokazać rodzicom te wszystkie wypociny,tymczasem w duchu będę prosić Was żebyście mi pozwolili żyć i cieszyć się moim życiem,pozwalając mi tym samym iść na Sylwestra.

Dziadek zmarł 18 października,codziennie o nim w myślach wspomnę i tak będzie już  zawsze.Life goes on,mamo i tato...

piątek, 18 listopada 2011

weź wyjdź!

Nie znam się to się wypowiem.
Przyjaźń przyjaźnią,ale co można to można,nie przesadzajmy.Rozumiem,że ktoś chce dobrze i coś stara się dobrego powiedzieć,ale czasem wolałabym nic nie słyszeć niż wypowiedź osoby która nie wie co mówi.
Zabrzmiało to tak jakbym ja powiedziała jak to jest skakać ze spadochronem a ja co najwyżej skakałam z murku i tyle wiem o skakaniu.Nic nie wkurwia bardziej jak gadanie suchymi faktami,formułkami i schematami.Jak można mówić o czymś czego się samemu nie przeżyło?Chciałabym się zamienić gdyby się dało z jedną,drugą trzecią i piątą osobą na życia i żeby jeden tydzień była mną-wtedy możemy rozmawiać na poziomie.
I jeszcze to wyszukiwanie problemu tam gdzie go zupełnie nie ma.Boli mnie,że facet u progu pisania pracy magisterskiej nie potrafi skorzystać ze swojego mózgu tylko od razu szuka problemu tam gdzie go nie ma.
Zwalanie winy na kogoś to też przypadłość wielu osób.Podobnie jak wychodzenie z założenia,że ktoś nie robi nic innego jak użala się nad sobą.
Miesiąc temu zmarł mi dziadek w bardzo dziwnych okolicznościach,których piętno zostało do dzisiaj i wiele lat w przód.Ja mam problemy sama ze sobą,zdrowiem.Nie potrafię znaleźć pracy.A ktoś mi jeszcze stawia wymagania,że mam być zawsze obok i w idealnej formie.
Chciałabym wykręcić wszystkim taki numer,że oczy będą przecierać z niedowierzania. Pomysły mam 3 i kolejno staram się je realizować a jak efekt będzie zamierzony to będę się śmiać z was i odcinać kupony.Co z tego,że to przyjaciele,dobrzy mniej lub bardziej bliscy mi ludzie-każdego  ma się czasem dość.

środa, 16 listopada 2011

all things go,all things go

Diagnoza:jest bardzo źle.Prawie całe kolano do wymiany.
Moja reakcja:załamie psychiczne.

Wiedziałam przecież od kilkunastu miesięcy,że jest źle ale dotarło to do mnie dopiero wczoraj gdy mój ulubiony lekarz powiedział mi prosto w twarz jak maluje się moja przyszłość.Nie umiem opisać siebie,tych wszystkich myśli i scenariuszy jakie chodzą mi po głowie.W wersji awaryjnej czyli,że nie będzie tego i to też się nie wydarzy obstawiam już absolutnie wszystko,co miało przypaść na przyszły rok.

Mam w tym wszystkim tylko mamę,ale to za mało.W takich momentach szczęśliwi są ci co mają kogoś bliskiego,partnera.Bo mnie nie pociesza kupowanie mi wszystkiego co bym chciała,na co mam ochotę.

Jeszcze ta walka z czasem,który mi bezczelnie ucieka między palcami.

piątek, 28 października 2011

nie smuć się

Gdzieś w najczulszych warstwach,głęboko gdzieś w sobie się zmieniłam na zawsze.Nie dla kogoś czy czegoś ale dla siebie,bo własne życie mnie do tego zmusiło.Zmusiło do zebrania się w garść i zaciśnięcia zębów,nie płakania po kątach i nie użalania się nad sobą.W praktyce wygląda to zupełnie inaczej.Będąc w wielkim ulicznym tłumie nie patrzę na ludzi wkoło tylko skupiam się na swoich myślach a gdy wracam po zmroku do domu oglądam się na wszystkie strony,bo nie czuję się bezpiecznie.
I czuję się cholernie samotnie,gdyż nikt nie ma na nic czasu,z każdym się mijam.Teraz niby jest długi weekend,ale co z tego skoro mam zajęcia do nocy a później będę je odsypiać.Nawet jak piszę do kogoś w jego sprawie to nie potrafi przez dwa dni się odezwać a ja się mam zdyszeć z biegania w czyimś interesie.Mówiłam przecież,że Matką Teresą nie jestem,powiem raz i wystarczy.Psem też nie jestem i nie polecę rzucając wszystko bo ktoś mi daje komendę i sobie życzy.Skończyło się przymykanie oka na wszystko i manipulacje i może nie będzie tak zawsze,ale tylko teraz przez załamanie ale czy to ważne.Ważne,że nawet przez ułamek sekundy odniesie to sukces.
Jeszcze chciałam powiedzieć,że od miesiąca nigdzie nie byłam,nie piłam alkoholu i właściwie nie palę papierosów i,że strasznie denerwuje mnie jak dwoje ludzi odnosi się ze swoimi uczuciami na Facebooku a ty musisz na to patrzeć z pogardą,bo u ciebie żadnego postępu w tym temacie!

środa, 19 października 2011

do you realize?



W piątek pogrzeb dziadka,w sobotę i niedzielę pierwsze zajęcia i długo odwlekane spotkanie.Nigdy w życiu nie czułam się gorzej.Niech mnie ktoś obudzi dopiero w połowie listopada.


Jestem i pozostanę bardzo zmienioną osobą.

piątek, 14 października 2011

życie jest nobelą

Kompletnie siebie nie rozumiem.Najlepszy przykład;kiedyś mogłam rzucić wszystko i nawet w stanie agonalnym jechać na imprezę do rana 50km od domu.Teraz 10 razy się zastanowię,począwszy od w co się ubrać,kto będzie i czy mnie na nią stać.To jest do mnie tak nie podobne,że aż mnie to martwi.Czy to się nazywa zdrowy rozsądek? Chyba pierwszy raz od dawna go doświadczam i jestem mu wdzięczna,bo niestety nie ma kasy=nie ma imprezy.Jedyne czego jestem pewna i świadoma,to podłamanie psychiczne ze względu na brak pracy i kasy.
Nie wiem czy kiedykolwiek znajdę w tym mieście pracę,chyba że jako kasjerka albo telemarketerka.Brak pracy,kasy i świadomość szkoły jedynie co dwa tygodnie odbiera mi wiele radości z życia.
Poza tym życie mnie troszkę zaskakuje,kłopoty rodzinne już mi wychodzą bokiem,bo do takiej Mody na Sukces można się przyzwyczaić po tylu latach ale nie można się przyzwyczaić do czegoś co pojawia się jak bumerang.
Wczoraj znowu się dowiedziałam,że znikasz.Mimo,że to mnie nie powinno dotyczyć to jakoś jest to w stanie mnie jeszcze poruszyć.Bo teraz to jest tak,że tęsknię szczerze za kimś za kim nie powinnam,bo jak się myśli o kimś i tęskni za tą osobą to chyba jeszcze o niczym nie świadczy...


edit: Zola Jesus w Warszawie! łzy szczęścia lecą same.

piątek, 7 października 2011

I'm not human at all

chyba jeszcze nigdy nie potrzebowałam tak bardzo posiadać bliską osobę przy boku,którą potocznie nazywa się chłopakiem czy partnerem.


za 2 tyg. zmartwychwstanę i będę taka jak kiedyś...

poniedziałek, 19 września 2011

podróba nigdy nie będzie oryginałem!

Złota myśl dnia! Trudno mi się umówić z kimś na pozór interesującym ze względu na moje wysokie wymagania.Wymagania i ogólna niechęć do umawiania się z pierwszą lepszą nieznaną osobą biorą się z tego iż mam wielu wspaniałych kumpli w których widzę odpowiadające mi postawy domniemanego partnera.

To jest nihilizm i hedonizm.Zamiast spotykać się z kimś z kim mogę zbudować związek ja wolę spotykać się z dobrymi kumplami,którzy wiem że są i będą.Pocieszą,wysłuchają,przytulą i przyjadą kiedy trzeba.Boję się chyba,że oni nie odejdą a każdy inny chcąc więcej odejdzie.Paranoja to jest! Nie wiem co robię ze swoim życiem,ale chcę je zmienić.Tylko jak je zmienić skoro sama nie wiem do końca co się w nim dzieje.Autodestrukcja musi zostać wreszcie zahamowana.


środa, 14 września 2011

w sumie to nie wiem co

Ja to mam wyjątkowe szczęście do przyciągania do siebie nieodpowiednich ludzi w nieodpowiednim czasie.
Znalazł mnie na last.fm jakiś facet,w którym mogłabym się zakochać na dzień dobry. Najgorsze jest to,że mieszka dość blisko mnie a w dodatku w tym co pisze nie ma odrobiny tandety! Co z tego będzie to nie wiem,ale przeraża mnie fakt,że jeszcze z jednego epizodu się nie otrząsnęłam a tu już ktoś nowy wchodzi do gry.

Na koniec dodam,że śnił mi się dzisiaj mój ślub i wesele.Nie wiem jak to się stało,ale autentycznie jechałam spóźniona na swój ślub,który chyba był kościelny bo miałam sukienkę z ogromną ilością tych warstw tam na dole.Dziw mnie brał jak się obudziłam,że dałam się w takie coś festyniarskie ubrać.

wtorek, 6 września 2011

ty tępa idiotko!

Wczoraj udałam się do centrum po farbę do włosów.Pierw poszłam do jednej drogerii,gdzie nie umiałam się zdecydować później poszłam do drugiej i tam było niewiele lepiej.Wyginałam się jak głupia przed regałem z tymi farbami i nie wiedziałam którą wybrać.A może tą,a ta a tamta a ta też jest fajna.Moje niezdecydowanie tak mnie poirytowało,że w końcu wzięłam pierwszą lepszą.Jestem cholernie niezdecydowana i nieogarnięta,co mnie już przerasta.Krzyczę na siebie regularnie w myślach,bo nikt inny tego za mnie nie zrobi a wtedy jak tak krzyczę to myślę,że coś tym zdziałam.Nic nie daje już rady.Nie wiem ile razy będę popełniać ten sam błąd,kiedy przecież za każdym razem mówię,że nigdy więcej i to już się więcej nie powtórzy.Wczoraj pomyślałam sobie,że ja się chyba ogarnę jak już będę się do grobu szykować,bo inaczej tego nie widzę.

Nie powiedziałam spierdalaj,na głos.Okazało się to zbyteczne,jak każde inne słowo.Wszystko rozeszło się po kościach z tym,że ja znalazłam tydzień później schronienie w ramionach faceta zupełnie nie w moim typie,ale z  charakterem jaki mogę pokochać.Teraz za to fajnie mi się patrzy jak faceci rywalizują między sobą i się obrażają.Tylko skoro ja jestem niby taka fajna i mam to coś cholernie intrygującego w sobie to dlaczego jestem sama?!

Nigdzie nie widać sukcesów.Pracy nadal brak,zdrowie też nie te,chłopa brak,ale za to jest sukces w najmniej spodziewanym temacie.Radykalnie ograniczyłam palenie.Minął tydzień a ja się trzymam bardzo dobrze.Dwa papierosy dziennie a kiedyś z dobre 7 jak nie więcej,kto by pomyślał!

piątek, 19 sierpnia 2011

dobór słów trudniejszy od doboru dodatków



Jest tyle słów w języku polskim,które mogłabym powiedzieć tobie na zakończenie,ale zupełnie nie wiem,które wybrać. Spierdalaj? Nie wypada,bo to zbyt kolokwialne,zbyt banalne. To także mój błąd więc nie ma powodów do dalszych negocjacji i dramaturgii? To też nie pasuje,bo przecież nie chcę przyznać się do tego,że to ja wszystko zaczęłam,ale może nie skończyło się na mnie. Daj spokój już temu,widocznie tak miało znowu być,że my nie jesteśmy dla siebie? Gówno prawda! Stało się co się stało,żyjmy nadal tak jakby tego nie było? Też nie pasuje,bo przecież kiedyś znowu sytuacja się powtórzy. Jestem w czarnej dupie i nie wiem co ci powiedzieć,brakuje mi słów a nerwów już swoich nie chcę szargać? To już lepsze.
I mimo,że przed całym planowanym wydarzeniem układam sobie scenariusz i dialogi to pewnie nie kiwnę palcem i nie powiem nic bardziej konstruktywnego jak 'ok,spoko...trudno,no przecież nie będę z tego powodu płakać' albo sytuacja mnie zaskoczy tak,że przez tydzień będę ją analizować.

Jestem taka niedorosła a za kilka dni mam dwudzieste urodziny.Kiedy ja się wreszcie w tym swoim jedynym życiu ogarnę?

środa, 3 sierpnia 2011

przypadek nieszczęśliwej kobiety

Ja to jestem jak dziecko,obiecasz coś,pokażesz coś wspomnisz i się napalam,wmawiam sobie i jak ten głupi bachor staram się zrobić wszystko żeby dostać to co mi obiecano.Albo jak dasz mi palec to uwieszę się aż po samo ramię.

Chciałabym żeby to zasiane zborze obrodziło i był z tej mąki chleb.Brzmi to patosowo,ale nie umiem inaczej wyrazić najbardziej chujowych uczuć jakie mi teraz towarzyszą.

Już się zaczynam zastanawiać co ze mną jest takiego fucking nie tak. Przecież ani ja ani ty nie jesteśmy idealni,mi to już lepiej wszystko wychodzi w związku,z tobą gorzej,ale przecież nad tym można popracować.

I jestem troszkę zazdrosna,o kogoś kto zawsze cię może skusić.

Mama po raz pierwszy podcięła mi włosy.Miały być dwa centymetry wyszły pięć.Wyglądam teraz bardziej słodko,o ile można tak o mnie powiedzieć.

Nieważne.W piątek jadę do miejsca które kocham,przemyśleć a raczej zapomnieć o moim życiu.Warpaint,Liars,Twin Shadow...zbawcie mnie!

czwartek, 28 lipca 2011

isn't he lovely?

Jak jestem z nim to jest dobrze.Są momenty kiedy mam dość,chcę wyjść,zamykam oczy żeby się nie rozpłakać,ale to nie przebija się przez całość.Może źle robię,może za jakiś czas będę otwierać oczy i płakać w każdym kącie,może się zakocham,może nie będę spać w nocy z tęsknoty.Cokolwiek się stanie wiem,że wcale tak źle nie trafiłam,że mogło być o wiele gorzej.Cieszę się chwilą mimo,że troszkę sobie z tym nie radzę.

Cudowna przemiana chyba się dzieje,teraz ze mną.Nie umiem przy nim krzyczeć,nie okazuję tych wszystkich złych emocji jakie kiedyś wręcz powinnam wtedy kiedy trzeba okazać.Przy nim mogę przez godzinę leżeć i nic nie mówić.Czyżby z człowieka skurwiela do człowieka romantyka z blazą na cały świat?

czwartek, 21 lipca 2011

lato,miłość,romans?

Dwa razy to tej samej rzeki się nie wchodzi? Ja drugi raz wchodzę,jest płytko ale mam nadzieję,że nie zatonę na większej głębokości.

Wczoraj umówiłam się wstępnie na poniedziałek na randkę i choć dzisiaj jest dopiero czwartek już mnie od środka rozrywa.Chce poniedziałek,potem to już mnie nic nie interesuje bo przecież nie mam nic do stracenia.

A zaczęło się tak niewinnie od koleżeńskiej przysługi a skończyło na szukaniu w środku nocy moich ciuchów...młodość!

niedziela, 17 lipca 2011

z chujem nie podchodź!

one new message,one new message,one new message please,one new message kurwa please!

mogę się tak wydzierać do siebie,ale to nic nie da.W tym momencie nie ma na twój temat żadnego pięknego słowa,nawet miłego czy lekko dobrego.Nie ma kurwa nic,nie ma ciebie.Jebany bumerang odrzuciłam dalej niż koty rzygają i niech nie wraca,bo jak nie potrafisz zrozumieć najprostszego słowa a mianowicie 'nie' to tam są drzwi.
Już w sumie oficjalnie mogę powiedzieć,że hymnem mojego życia jest kawałek Zola Jesus-I can't stand.Bo ja nie mogę stand,że aż mi ciebie jest żal.Siebie też,bo wszystko ostatnio mnie zaczyna denerwować nawet czerń,nawet już mam tak chore myśli,że mówię do siebie 'ale w lipcu,tak na czarno,cała jak witchouse znowu?'-przecież ja mam prawie wszystko czarne,jak nie szare czy granatowe albo białe.Co ja pierdolę?

Od kliku dni nie jestem sobą,nie wiem już co sobie myśleć o tym świecie,bo znowu mi się oberwało za wszystkich.Spokojnie, ja się odwdzięczę i narobię coś czego miało nie być w scenariuszu.To już lepsze niż pokutowanie i leżenie krzyżem.
I jakby tego było mało mój były chłopak wyprzystojniał albo to zasługa aparatu.

wtorek, 12 lipca 2011

ja pasztet,ja pasztet jak mnie słyszysz?

Powoli zamieniam się w całkiem niczego sobie pasztecika.Brzuszek rośnie,fałdki się robią,troszke wgląda to jak ciąża trochę jak brzuch dziecka z Etiopii.I tak ten brzuch mi rośnie i tyję,przeglądam sporo aktualnych zdjęć ze swoją osobą i mówię do siebie 'ale pasztet ze mnie,nono'.I wtem nagle bum,wielkie zainteresowanie moją osobą.Czym w ciąży jednak jest,ubolewanie,że szkoda bo fajnie by było zostać wujkiem czy ciocią i tak się to leje.A jak nie o ciąży to zabieganie,zabieganie o mnie.Oczywiście nie,ja muszę nadal być hejterą i robić selekcje,grafiki,plany,reżyserować całość-A POTEM TO TYLKO PŁACZ POZOSTAJE! Spokojnie,nie będzie płaczu nie w tym akcie.Dwa tygodnie to nie tak dużo,ostygniesz i będzie tylko lepiej.Najlepiej to będzie jesienią,kiedy będę mieszkać pomiędzy dwoma miastami i będę mówić 'chwilę się spóźnię,już wychodzę' co będzie dosłowne do granic możliwości [o ile faktycznie zamieszkam tam gdzie już sobie upatrzyłam mieszkanie].

Wcześniej jednak ugoszczę u siebie w domu najlepszego człowieka tego świata,zmienię kolor włosów,pojadę poszukać chłopaka i co najlepsze albo i najgorsze odprawię swoje 20. urodziny.

czwartek, 7 lipca 2011

piekła nie ma!!!!!!!

to nie moje życie,to się wcale nie dzieje.
a może zapomniałam jak to cudownie jest żyć bez kontroli wszelakiej na wiecznym kacu i brudnych butach?

chwilo trwaj,alkoholu lej się,łączmy się w pary,kochajmy się!

niedziela, 12 czerwca 2011

baby it's a wild wild world

myślami jestem już w Warszawie,Trójmieście,Toruniu,gdzieś w środku Polski.
w myślach mam jakąś stypę i wers 'tamte czasy nie powrócą już'.


jeszcze troche i wyjadę stąd zniszczyć się jak szmata i odśpiewać 'this is hardcore',jeszcze troche...

wrócę w połowie lipca albo wcale,tutaj.

piątek, 27 maja 2011

mała rocznica

Minął rok od mojego prawdziwie dorosłego,nowego życia.Rok w którym działo się dosłownie wszystko.
Była praca,były powroty i rozstania.Poznałam wiele nowych ludzi.Byłam mniej i bardziej szczęśliwa.Zrealizowałam sporą część marzeń i planów.
Najlepszymi miesiącami były czerwiec/lipiec/sierpień/wrzesień/kwiecień i część pażdziernika.Potem już spadałam co raz bardziej w dół.Do teraz.
Maj miał być z założenia super miesiącem.Właściwie to był,ale nie tak jak sobie to zaplanowałam.Miałam okazję się przekonać,że są ludzie i są manipulanci.Są tacy co mogą wszystko i to wszystko zrobią nawet jak jest 'koniec świata',są też tacy co wolą sobie pościelić,dobrze się wyspać i wypiąć się dupą jak gdyby nigdy nic.W miesiąc przekonałam się jaką naturę,jakie rzeczy jest w stanie zrobić jeden człowiek.Teraz żyję czerwcem więc I don't care about the past.Za miesiąc będę zupełnie gdzie indziej,będę żyć inaczej i przestanę na chwilę dramatyzować z powodu swojej głupoty.

Powoli przygotowuję się do powrotu do normalnego życia,aczkolwiek do października zostało jeszcze troche czasu.Przeprowadzka stoi w miejscu,nie wiem co dalej,czy chce i czy temu podołam.Wątek przeprowadzki jest dla mnie największą próbą.Odpadam w przedbiegach.

Póki co wymyśliłam sobie małą metamorfozę związaną z włosami,nadal ćwiczę i liczę każdy gram wagi.

Dzisiaj gratuluję sobie,że po przebudzeniu się i przypomnieniu sobie jaki dzisiaj dzień nie wysłałam smsa tam gdzie powinnam.Bo przecież ja I don't care.

niedziela, 22 maja 2011

fuck them all

Moje wkurwienie i dramat mojego zawodnika osiągnęły już najwyższy możliwy level,a co gorsza zebrałam już wszystkie możliwe bonusy zła w tej edycji.
Nie wiem czy mam szukać idotki w sobie czy może w tobie idiota siedzi?
Zdecydowanie to już jest koniec wszelkich analiz,zagłebiania się w te filozofie na ten sam temat,które nadal do niczego nie wiodą.Do końca miesiąca pozwalam sobie dramatyzować,potem będę panią tego świata.


A im gorzej jest,tym bardziej się upijam,robię rzeczy o których na trzeźwo boję się pomyśleć,bo nie wypada.
Aczkolwiek nie ukrywam,że to było moje zbawienie.

A ci ludzie,jak oni się zmieniają,aż w dupie szczypie od patrzenia na tą tandetną sztuczność na pokaz.

niedziela, 15 maja 2011

cholerni hipokryci

Wszystko i wszyscy mnie denerwują.A bo to pierwszy raz?Nie,ale tym razem sobie tego nie wymyśliłam,to po prostu jest,dzieje się i mi przychodzi na tą wstrętną hipokryzję patrzeć.
Denerwuje mnie ten ostatnio ciągły brak konsekwencji u kilku osób,hipokryzja która aż mnie przytłacza swym ciężarem.
Nie wyolbrzymiam,bo nie ma czego.Problem jest na tyle poważny,że nie da się obok tego przejść nieobojętnie.Dlaczego bliska mi dosyć osoba mówi mi o zasadach moralnych,krytykuje regularnie innych jak coś nie tak zrobią a jak przychodzi co do czego to na siebie nie spojrzy.
Widzisz kogoś raz na X czasu,w międzyczasie zdąrzysz obrobić mu dupę,a jak jest nawet 10 minut,żeby zamienić ze sobą zdanie to udajesz,że tej osoby nie ma a  teraz wielce rzucanie się na szyję,uprzejmości i inne takie.Przykro mi się temu wszystkiemu z boku przygląda.Dziwię się sobie,że jeszcze nic w tej kwestii nie powiedziałam-do czasu,jak pęknę i przykro będzie patrzeć jak wywalam całą prawdę komuś w oczy.

Czy to,że jestem przeczulona na punkcie hipokryzji rujnuje lekko moje relacje z innymi,nawet w sprawach bardzo codziennych? To chyba moje żelazne zasady,ramy i konsekwentność nieświadomie zaczynają wymagać od innych reguł podobnych do moich.Hipokryzja to dla mnie cień kłamstwa,które jest tak słabe jak obecne śmianie się z dubstepu i wołanie,że jest hipsterski.

I jestem z siebie strasznie dumna,że robię coś dla siebie,coś z własnej nieprzymuszonej woli...och,ale mam już twardy tyłeczek i mięśnie ud-a to dopiero początek.

sobota, 7 maja 2011

ogarnij się wreszcie!

Przez zupełny przypadek trafiłam na jeden z koncertów życia,za co dziękuję swojemu szczęściu.Poza tym to mimo iż jestem w czarnej,głębokiej życiowej dupie to uśmiech i zadowolenie mnie nie opuszczają.Czekam na dzień kiedy wreszcie zacznę się na poważnie przejmować swoim życiem do tego stopnia,że problemy wprowadzą mnie do poważnej depresji.Serio,może po porządnym kopie w dupie wreszcie się ogarnę.
Po jednym się pozbierałam,co prawda po bardzo długim czasie,ale za to z jakim efektem.


Teraz pora na odliczanie kolejnych dni,zrobienie zdjęcia do CV,napisania podania o pracę,a co najważniejsze przewartościowanie życia z jakimś genialnym planem na całokształt,bo nie chcę już słyszeć 'nie możemy pani zatrudnić skoro ma pani zaplanowane wyjazdy w wakacje' [akurat,tutaj dzisiaj postanowiłam,że to ostatni rok kiedy jadę na te wszystkie festiwale i koncerty,yhy zobaczymy].

niedziela, 1 maja 2011

a co to? refleksje?

Gdybym miała dar przewidywania przyszłości z pewnością teraz nie miałabym tak wiele chorych myśli,wspomnień i wyobraźeń na jeden temat.Gdybym X czasu temu najpierw pomyślała a potem to coś zrobiła nie czułabym się teraz z tym tak źle.Domek z kart mozolnie budowany na gruncie starego zaczyna się walić u góry,gdzie jak wiadomo powinien być najmocniejszy i powraca do poprzedniego stanu.
Obwiniam się za tamten chwilowy  impuls,brak przemyślanej decyzji...cóż mózgu sobie nie zresetuję,a uczuć pewnych się nie wyzbędę.Szkoda,bo żyłoby mi się lepiej i lżej,bo też ile można wałkować jeden i ten sam temat.
Och,a tak długo nie było tego problemu.
Drugi smutek to to,że ktoś kto kiedyś był (!) był nawet z tą sporą ilością wazeliny,ale był,teraz nawet nie jest w stanie napisać nawet jednego zdania.Jak ci ludzie kosmicznie szybko się zmieniają pod wpływem innych,aż przykro.

Edit do części pierwszej bo napisałam to w czwartek-albo ja sama siebie oszukuję albo jestem ślepa.Nie ma na to  realnego określenia.

[Sufjan Stevens-want to be alone with you.]

środa, 27 kwietnia 2011

szczęście przez duże SZ

zapiszę sobie tutaj,że wczoraj w 25. rocznicę jebnięcia w Czarnobylu wygrałam podwójne zaproszenie na koncert Sufjana Stevensa.Pierwszy raz w życiu wygrałam coś,cokolwiek wartościowego! Mimo iż fanką Sufjana nie jestem i dopiero teraz odrabiam go jako pracę domową,to cieszę się na wyjazd do Warszawy i spotkanie najlepszego faceta jakiego znam!

Poza tym to od niedzieli nie palę.Sama z siebie podjęłam tą decyzję-dla zdrowia i portfela.A od 1 maja zaczynam biegać,ćwiczyć i dbać o siebie.Nawet jakby grzmiało,srało czy padało...nie ma,że boli i,że się nie chce.Trzeba jakoś wyglądać w lato!

Jestem strasznie szczęśliwa,dostałam dzisiaj telefon z propozycją pracy,wczoraj ten bilet.Panie,nie pamiętam kiedy miałam taką ilość szczęścia na raz.Wszystko pięknie się układa,niech tak zostanie i biegnie nadal dobrym torem.
Na koniec pozdrowienia,dla pseudoprzyjaciół co obrabiają komuś dupę,rozprowadzają plotki z dupy,a po wszystkim przytulają się do poszkodowanych.:*

wtorek, 19 kwietnia 2011

ja to nie Matka Teresa!

Najlepiej to jest wozić się na czyimś grzbiecie i odcinać od tego kupony,do tego wniosku doszłam już chyba z rok jak nie więcej wstecz,ale teraz nabrało to nowego znaczenia.
Dostaję szału,gdy ktoś wykorzystuje mnie tylko do tego,żeby jemu było lepiej.Taki przykład,dostaję pierdyriald wiadomości od pewnej znajomej mi osoby.Wskazówki,wytyczne i wszelkie punkty do załatwienia.Ja oczywiście zamiast ale właściwie dlaczego,trzymać język za zębami flaki sobie wyprówam,kombinuję jak tu odwalić 'powierzoną' mi robotę,uruchamiam wszystkie znajomości,wiszę jak pojebana na telefonie i rozmawiam z niby obcymi mi osobami,jak się okazuje na marne.Szybki i prosty sposób na wysłużenie się czyjąś osobą i odcinanie potem od tego kuponów.Nienawidzę takich cip,co sobie w życiu rady dać nie potrafią i żeby cokolwiek najprostszego zrobić potrzebują do tego drugiej osoby!

Może mam coś trochę  w sobie  z Matki Teresy,ale kurwa no bez przesady mam inne dane w dowodzie a z Bogiem niewiele mam wspólnego.Jest we mnie sporo miłosierdzia dla ludzi,których lubię a to już jest na prawde coś,bo to często się nie zadarza,żebym kogoś szczerze lubiła.Łaska spływa też na tych ludzi,na których mi zależy.Boys.
Jako,że ostatnio moje miłosierdzie było tak spore,że sama się dziwiłam,że to robię to teraz się skończyło...może jedynie dla 4-5 osób mogę leżeć krzyżem,reszta niech mi buty liże!
Chciałam być dobra,chciałam w ramach polepszenia stosunków nienajlepszych,bo po burzliwych kłótniach zabrać ze sobą kumpla aka. byłego przyjaciela na imprezę,chciałam mu oddać jeden bilet co miałam do oddania za darmo,no kurwa chciałam! Dobrze,że tego nie zrobiłam,bo jak się potem okazało powiedział mi prosto w twarz 'co mam być wdzięczny?'.Bawić się na mój koszt czy moim kosztem nikt się nie będzie,nie jestem kurwa lalką żeby mną telepać i robić co się żywnie komu podoba,a po zabawie rzucić w kąt.

Chyba przedłużę sobie włosy,od zawsze chciałam to zrobić ale teraz kaprys się nasilił.I daj już losie maj!

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

after every party I die

Nie pamiętam kiedy ostatni raz impreza tak mnie zniszczyła.Od 15 w sobotę do 10.30 w niedzielę,kiedy wróciłam wreszcie do domu-party hard! Jest 12.21 w poniedziałek i nadal boli mnie wszystko.Imprezy,d&B i dubstepy to sporty ekstremalne.Jesteśmy osobami,przed którymi ostrzegali nas rodzice.

I przepraszam,że to powiem,ale sorry znajomości koleżeńskie z chłopakami>>>>>>>>>>>>z dziewczynami.

sobota, 2 kwietnia 2011

hating

Nienawidzę:
-ludzi a raczej w ciebie bo w tym momencie piszę w nawiązaniu do twojego wątku.Nienawidzę,kiedy wmawiasz mi na siłę,coś co nie jest prawdą i pokazujesz,że masz rację,
-kiedy za wszelką cenę próbujesz pokazać,że masz nade mną przewagę,a wcale jej nie masz,
-kiedy poruszasz temat w którym jesteś siny i blady,ale robisz długą dyskusję,która gówno daje bo patrz punkt pierwszy,
-tego,że rozpamiętujesz rzeczy,które dla mnie działy się  w jednej setnej sekundy,na tyle mocno,że patrzysz na mnie przez pryzmat tej sekundy i
-starasz się mnie zrównać z ziemią,bo raz wyraziłam dosadnie swoje zdanie,
-tego,że jak ja jestem w czymś lepsza,w czymś co da się odczuć i wychodzi to na jaw TY automatycznie wracasz do punktu wyjścia i znowu starasz się pokazać,że TY jesteś królem a ja co najwyżej mogę czyścić twój powóz,
-kiedy negujesz moje zdanie.Nie akceptujesz mojego zdania,które często jest zupełnie inne niż twoje,
-twojego braku szacunku wobec MOJEJ ODMIENNOŚCI,
-już troche twojej osoby.

Przez ponad miesiąc nigdzie się nie pojawiałam,nie dawałam większych znaków życia poza Facebookiem.Sama tak chciałam,ale nie kurwa żeby mnie ktoś od razu żywcem chował,dorabiał sobie jakieś wątki z dupy do mojego życia  i gadał coś za moimi plecami o mnie!
Nienawidzę tego miasta z całego serca,wszędzie te same fałszywe japy co czekają na okazję żeby się do ciebie przyssać.
Doszło do tego,że spokojnie nie mogę wyjść na piwo bo prędzej czy później zacznie mnie śledzić mój psychofan.
Wszyscy siebie warci,jeden sra wyżej od drugiego.Wolę zostać sama jak palec i być sobą niż spotykać się z takimi ludźmi co w myślach ich ćwiartuję.

środa, 23 marca 2011

wiosna srosna

Nareszcie,wreszcie,dopiero jest wiosna.Pora kiedy obserwuje się dziwne zjawiska.W parkach ławki okupują śliniące się do siebie pary,żebracy.Na trawnikach leżą psie naboje,a obok spacerują matki z wózkami.Większość świadomie lub nie,mysli o zakochaniu się.
Ja myślę o sobie,o moim życiu.Podjęłam ostatnią próbę odzyskania przyjaźni z Pawłem i udało się.Wszystko jest świeże,lekko dziwne i takie nieporadne ale wierzę,że z czasem się ułoży na lepsze.Czuję się trochę jak z nowo poznanym chłopakiem o którego się staram.Jeszcze nie znam go za dobrze,słabo też nie,nie wiem czy wypada mi go pocałować,czy stosownie będzie wysłać mu miłego smsa.To działa na podobnej zasadzie.
Przyjaźń z Pawłem jest jedną z niewielu rzeczy o jakie w życiu tak mocno walczyłam.Dwa miesiące odizolowania się od siebie dały nam świeższy pogląd na to co się stało,na tą całą naszą aferę.Kocham go już chyba na tyle mocno,że nie umiem go przekreślić nawet najcieńszą kreską.Jest mi też troszkę wstyd za te wszystkie złe słowa jakie powiedziałam.Teraz już nawet nie to mi w głowie,żadnych wulgaryzmów,epitetów i złych porównań,bez wylewania syfu.

Boże mój boże,już prawie koniec marca.Matko dopiero co był Sylwester.Jezusie,już za dwa tygodnie wreszcie jedziemy do Krakowa gdzie zniszczymy się jak szmaty i będziemy przekomarzać się kto jest gorszy kobiety czy faceci.

niedziela, 13 marca 2011

New York City Wants You Naked!!!

Chciałam napisać mu coś bardzo wylewnego,coś co miałoby drugie dno i głębszy sens,którego mógłbyś się doszukać,miałbyś się doszukać.Skończyło się na spełnienia marzeń-w tym momencie,chyba pomyliłam daty,to przecież nie są moje urodziny! Spełnij moje marzenie i zrób mi lato 2010!
Niby od tego wszystkiego uciekam,zaprzeczam a tak na prawdę od miesiąca [to jest bardzo do mnie nie podobne] nie widujemy się.No,ale jakie życie takie dramaty.Jak się nie ma od kogo uciekać to się stawia mniej lub bardziej realny majestat przed oczyma częściej niż rodzoną matkę.

Wmawiam sobie,że jestem na diecie.Niestety,albo i stety dla niektórych przytyło mi się już jakieś 2kg.
Od jutra zaczynam biegać....hohoho pewnie mi nie wyjdzie.

środa, 2 marca 2011

happy up here

Im bardziej mam wszystko w dupie tym jestem bardziej szczęśliwa.Chyba tym razem nie oszukuję nikogo a   siebie w szczególności.Ostatnio dzieją się rzeczy dziwne,na tyle że nie umiem nawet dostosować do nich emocji.
Zacząwszy od tego,że kanary,kanarzy jeden chuj ci co sprawdzają bilety w metrze chcieli mnie zgarnąć na izbę wytrzeźwień ale gdy powiedziałam,że nie jestem pijana zaczeli mi wmawiać żem jest naćpana.Jak jednego z drugim opierdoliłam to mnie puścili bez problemu.
Potem pojawił się koleś w nocnym pociągu co chrapał jak wiertarka i trzymał rękę w spodniach.Jak się obudziłam to od razu uciekłam na drugi koniec pociągu.
Wczoraj się okazało,że jadę na jeden z koncertów życia czyli Arcade Fire.Decyzja ta jest bardzo spontaniczna i dosyć szczeniacka,ale co poradzę na mój hedonizm i wielką pasję do muzyki.Mama mi nawet na to przyklasknęła i dała błogosławieństwo.'Co będziesz trzymać kasę na koncie,jedź na koncert.Przynajmniej coś przeżyjesz,zobaczysz a to tylko pieniądze'.Mam najlepszą mamę świata.Kuba nawet powiedział,że ona to srogo ogarnia wszystko i ma fajne riposty.
Wracając do szczęśliwych wypadków losowych-dostałam dzisiaj ciekawą propozycję współpracy.
Czasem warto podać przypadkowo poznanej osobie,której się prawdopodobnie nigdy w życiu nie spotka swój numer telefonu.Póki co nie nastawiam się za bardzo na tą ofertę,trzymam kciuki i nie zapeszam.Mam nadzieję,że się uda bo jest to dla mnie swojego rodzaju wielka szansa i wstęp do  'kariery'.

Wszystko powoli zaczyna się układać.Ja poukładałam się w jedną logiczną całość.Gdyby nie dokuczliwy brak pracy,nieubłagalnie uciekający czas [już marzec!!!] i to,że zrobiła się taka a nie inna szarada towarzyska byłoby bardzo fajnie.Niestety jeszcze nie ogarnęłam faktu,że niektórych rzeczy nie da się tak po prostu ogarnąć i nie na wszystko mam wpływ,nie mogę ja!

A im dłużej nie widzę tego do czego wzdycham tym lżej oddycham i mam spokojniejsze serce.Amen.

niedziela, 20 lutego 2011

Cosmograma

Wiecie jaki jest teraz nowy trend? Robienie sobie zdjęć z byłym chłopakiem psiapsiółki i publikowanie ich w sieci.
Obraźeni faceci też ostatnio robią się dosyć popularni.Jedni traktują to nawet jako styl życia,pasję czy zajęcie w wolnych chwilach.

Mój nowy pies,co ma 7 tygodni i jest ze mną od wtorku ma więcej uczuć wyższych niż ludzie...to wcale a wcale nie jest smutne.

Poza tym wyszła nowa płyta Radiohead,w sam raz do łóżka,elo.

piątek, 11 lutego 2011

I broń Panie,żebym tej szmaty nie zabiła...

Jak już człowiek wyjdzie pierwszy raz po 3 tygodniach do ludzi to wiadomo,że nie uniknie dziwnych i przypadkowych spotkań.Z resztą takie wieczoru nie dałoby się przewidzieć.
Poszłam   z Anką na piwo skończyło się  na tym,że waliłyśny shoty jakiegoś wymyślnego kamikadze.
Było  bardzo  miło do momentu kiedy właśnie nie kończyłam zdania 'miał nowe buty,płaszcz taki z Zary chyba....o kurwa on stoi po prawej przy wejściu z jakąś dziewczyną!!'
Ten do     którego      potajemnie wzdycham a jak nie wzdycham to nienawidzę przyszedł z jakąś dziewczyną.
Wysoka-mam się bać pomyślałam.Niestety,że światło słabe,ja -1 na jedno oko i bez okularów i,że filarzasłaniał mi ją nie mogłam jej zidentyfikować.
Stanęłam w oknie i patrzałam na rynek,gdzie pójdą.Niestety,nie dojrzałam.Zerwałyśmy się z Anką i zaczęłyśmy po kolei szukać.W ostatnim punkcie sie znalazł.Sytuacja była na tyle,żenująca że przy okazji spotkałam kolesia,któremu się podobam.
Przyszedł pogadał chwilę,poszedł.Zadzwoniłam po P. ,przyszedł z kumplem mnie wybawić z opresji.
Anka pojechała do domu,a ja z P. i W. dosiedliśmy się do stolika gdzie siedział on,ONA i jacyś dziwni ludzie.
Niestety,ale nie pasuje do mnie sztuczny uśmiech,wymuszona uprzejmość to też ONA poznała,z resztą taki był zamiar,że coś mi nie pasuje.
Jak się okazało,JĄ znałam z Facebooka,bo już chyba wszędzie gdzie mogła się wcisła.
Później było już tylko co raz lepiej.ONA siedziała po przeciwnej stronie stołu ze swoją paczką a my ze znajomymi co do nas doszli.
Mając po jednej stronie P. a po drugiej JEGO czułam się jak królowa Elżbieta na jakimś święcie narodowym czy coś w ten deseń.
W ułamku sekundy moje obawy zostały rozwiane.Bo jak ktoś kto nosi obleśne kozaki na szpic,niemodne za duże jeansy,koszulkę w której ja bym nawet nie poszła spać i stary ponaciągany sweterek może mu się podobać.Jedno jej można przyznać z twarzy dosyć ładna,ale zbyt slodka.Kwestia gustu,pod koniec spotkania miałam wrażenie,że zaraz zacznie mnie ściskać i całować z uwielbienia,ale nie ze mną te numery.Wrogów trzeba trzymać z dala od siebie.
Ona ze swoimi,ja z moimi chłopakami.
W środku nocy zostawiliśmy ją ze swoją paczką a my poszliśmy się poszwędać,wróciłam z NIM do domu mając satysfakcję,że ja zawsze będę tą z najwyższej półki,z edycji dla posiadaczy złotych kart konesera.
Tak też dzisiaj nawet nie mam złego humoru ze względu na NIĄ wręcz przeciwnie.Szczere rozmowy z osobami na które mogę liczyć zmieniły mój nędzny humor diametralnie.

Mało tego wczoraj przyznałam się sama przed sobą,że już wszystko możliwe mi się spierdoliło.Brzmiało to dość dziwnie patrząc na minę odbiorcy.Nie wiem czy już jestem tak słaba psychicznie czy z potrzeby miłości wynikło to,że pierwszy raz pękłam przed kimś i powiedziałam prawie wszystkie żale.

Dopiero wczoraj po tak długim czasie doszło do mnie,że ON nigdy nie będzie mi obojętny...i mój.

czwartek, 10 lutego 2011

There is a light that never,never goes out...

No tu jest takie light,które never goes out i ciągle patrzę jak mnie razi.
Skoro nie można powiedzieć komuś czegoś prosto w twarz,pozostaje rozmowa samej ze sobą.Wczoraj wieczorem popłakując raz po raz ułożyłam sobie całą możliwą rozmowę,wszytkie argumenty,żale wszystko co mnie uwiera i  o czym chciałabym  Cie wreszcie  poinformować.
Co gorsza układając sobie te pytania,równoważniki i odpowiedzi ani przez chwilę nie pojawiła się myśl,co odpowiesz.To troche taka paranoja,bo ja mogłabym spisać to wszystko na kilku kartkach A4 a nawet nie wiem co druga strona ma mi do powiedzenia.
Tak czy owak,czekam na dzień kiedy wreszcie znaczna część prawdy ujrzy światło dzienne.Bo to co niepowiedziane,niewyjaśnione,tłumione wewnątrz boli jak napierdalanie kosą w plecy.
Ciekawa jestem czy jak rzeczywiście dojdzie co do czego to czy też będę taka cwana jak w myślach jestem...

A dzisiaj i jutro muszę uważać co bym się nie zaksztusiła świeżym powietrzem i co bym drogi do domu nie zapomniała...pierwszy raz od 3tygodni wychodzę na miasto z kimkolwiek się spotkać.

czwartek, 3 lutego 2011

wielka przegrana

Wielka dama tańczy sama,wielkiej damie znowu żal.
Czuję się jakby cały świat odbił na mnie swoje piętno,a całe 6 miliardów ludzi skopało mnie to tu to tam dla wyładowania swoich emocji.Nie pamiętam,kiedy czułam się tak jak teraz.Chyba z rok temu,ale wtedy nie byłam w centrum problemów,nie było ich tak dużo.
Czego bym się nie dotknęła to się spierdoli.Już nawet nie mam ochoty nikomu ze znajmych się żalić,nie czekam nawet na telefon z pytaniem czy jeszcze żyję i co u mnie.Bo przecież do póki widać mnie na Facebooku to wszystko jest ok.A dlaczego nie pojawiam się tu i tam też nikogo nie interesuje,bo pewnie znudziło mnie wszystko i znowu mam out of space.
I'm pretty far away from being ok!
Nie jest ok,bo kolejny raz potwierdza się,że nie mogę sobie niczego planować,układać w głowie hipotetycznych scenariuszy bo i tak to szlag trafi.Lista jest długa,od tego że koleżanka mnie lekko wystawiła i wycofała się z pewnej decyzji po brak wakacji i perspektywę szpitala,kolejnego zabiegu.
Co ja takiego zrobiłam złego,że los się tak na mnie mści? Nie mam zdrowia,dosłownie.Nie mam miłości.Przyjaźń,to też ostatnio na tyle drażliwy temat,że wolę nie zagłębiać się w ranking.Pieniądze się kończą.Rodzina średnio się sprawuje.
Jakieś 1,5 roku temu albo i sięgając dalej powiedziałam do siebie,że ma się to wszystko skończyć,zmienić na lepsze.Poskutkowało,z dnia na dzień wszystko stawało się lepsze.Teraz krzyczę w duszy 20 razy na godzinę,że mam dość i ma się wszystko zmienić(!),ale jakoś się na to nie zanosi.

I zaczynam rozumieć narkomanów.Pyk i jesteś w lepszym świecie.Dwie magiczne tabletki z przepisu lekarza...hej! dziwny stanie.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

styczeń is over

Jutro jak się obudzę będzie luty.Może w lutym spotka mnie więcej przyjemnych rzeczy niż teraz.Szczerze w to wątpię.Pewnie od  jutra w każdej witrynie sklepowej, w każdym najmniejszym możliwym kącie pojawią się te badziewia koloru czerwonego lub różowego z Chin!Nienawidzę walentynek! Nie dlatego,że nigdy nie miałam ich z kim spędzić [bo zawsze kurwa mam kogoś,ale w okresie walentynek akurat nie!] tylko dlatego,że nienawidzę tych wylewnych słodkości na pokaz.Kolacja w restauracji-na pokaz,kino-na pokaz.
Mam gdzieś ten made in China tandeta day.
Jedyne pewne  dobro lutego  jest takie,że pojadę do Warszawy na koncert The National,będę się cieszyć jak pojebana.Wrócę około 11.00 do domu i będę przeżywać koncert a jeszcze bardziej chyba mą fascynację tym miastem.Jeszcze tam kiedyś zamieszkam i się zniszczę [ale przed 30 się może ogarnę!].
Liczę na dużo dobrych rzeczy w lutym,bo styczeń był słaby.4 dobre rzeczy i 3 złe-beznadziejnie!

Dialog z dziś:
ja: gdybym nie miała tego cholernego facebooka,to bym się o tym nie dowiedziała,nie byłabym teraz wkurwiona.
mama:sama sobie szkodzisz i to nie pierwszy raz.Nie lepiej usunąć te głupie konto i żyć w nieświadomości,ale za to w spokoju?
ja:  to nie jest takie proste...

niedziela, 30 stycznia 2011

Bez toksyn,na nowo

Są ludzie o których chcę zapomnieć,nie chcę ich już karmić swoim życiem.
Mam nadzieję,że po przeniesieniu adresu wszystko pójdzie gładko i nikt nieporządany się tutaj nie pojawi.
HOPE SO!

Lada dzień,wreszcie opublikuję coś  mocnego,bez owijania w bawełnę.
xoxo.

piątek, 28 stycznia 2011

Dear Heartbeat

Cokolwiek bym tutaj nie napisała i tak zostałoby to błędnie odebrane.
Coś się kończy,coś się zaczyna.
Skończyła się pięcioletnia przyjaźń.
Przez dłuższy czas będzie mi doskwierał dystans do całego świata,kontaktów z ludźmi.
Jeszcze większe skurwysystwo się we mnie budzi,a z drugiej strony obojętność ze względu na fakt,że jest ktoś obok.

Mam ochotę z tym wypisanym na ryju bólem,cieniami pod oczami i nogą jak balon wyjść z domu,wrócić nad ranem i przez noc być panią tego świata.Szkoda,że ledwo co chodzę...

czwartek, 20 stycznia 2011

Patrz sobie na ręce!

Dostałam dzisiaj odpowiedź na maila w pewnej sprawie.Czytam,czytam,czytam to co mi odpisano i nagle patrzę a na samym końcu 'Pozdrawiam,tu pada imię i nazwisko'.Oczywiście co zrobiłam?Wstukałam te dane na Facebooku.Mina mi zrzedła,jak się okazało kim ta osoba jest.Co gorsze,pewnie ona zrobiła tak ze mną i już wszystko wiedziała.Jedynie czego się dowie,to kto jest naszymi wspólnymi znajomymi i jak wyglądam.
Poczułam się z tego powodu jakoś okropnie,że następuje jakaś inwigilacja na każdym kroku.Wpisujesz imię i nazwisko i jesteś w skarbnicy wiedzy,białe jest białe a czarne jest czarne.Patrzę sobie na ręce,gdzie pojawia się moje imię i nazwisko,co jest już na etapie maniakalnym ostatnio.Mam jakąś fobię-nie lubię jak ktoś patrzy na mojego facebooka,mimo że nic nie zobaczy poza zdjęciem [które powinno być anonimowe dla niektórych nieznajomych].

Myślę sobie,że coś z moim życiem jest nie tak.Jeden widoczny,grożny symptom to mój dzisiejszy brak chęci palenia a drugi to brak pewności siebie co do weekendu.Kiedyś po prostu wychodziłam z domu,teraz niedość,że mi się nie chce,to nie wiem gdzie iść i z kim chcę się spotkać.
Staję  się żałosną aspołeczną laską,co przez większość czasu użala się nad sobą i wmawia sobie 'nie umiem' czy też 'to nie ma sensu'.
Marzy mi się jakaś porządna najeba do utraty przytomności z kacem moralnym w bonusie.A tak poza tym,to poszłabym gdzieś w plener posiedzieć przy wódce-NO ALE KURWA ŚNIEG!

wtorek, 18 stycznia 2011

Face-Chuj

Zdefiniuj status na Facebooku a zobaczysz jakich idiotów masz wśród znajomych.

Nie wiem po co dodaję to zdjęcie 'z dupy'.Siła wyższa czy inna głupota.

sobota, 15 stycznia 2011

Violens

Nie wiem,którego dokładnie dnia tego tygodnia to było,ale stało się coś dziwnego pewnego ranka.Wstałam rano,poszłam do łazienki,potem do kuchni nastawić wodę w czajniku i jak wyciągałam z szafki kubek naszło mnie jakieś olśnienie,złota myśl czy inna eureka!
Nagle pomyślałam sobie,że jeśli ograniczy się z kimś kontakt na jakiś czas i stanie się dwa kroki w tyle to świat się nie zawali.Potem już myśl się rozwijała wraz z temperaturą wody w czajniku.Powstał misterny plan.Zamień towarzystwo stałego 'adoratora' na inne rozrywki.Tak też się wczoraj stało.Zamiast włóczyć się od pubu do pubu,zostałam w domu i zmieniałam kanał na kanał w TV.Świat się nie zawalił,nie mam obrażeń zewnętrzych czy wewnętrznych,a nawet jakąś lekkość.Mała przerwa w żywieniu innych naszym życiem będzie najlepszym rozwiązaniem,I hope so.Potrwa to pewnie niezbyt długo,bo za tydzień z tego co mi wiadomo będziemy na wspólnej imprezie,no ale cóż...świeżym okiem trzeba na to spojrzeć.

niedziela, 9 stycznia 2011

Tornado

Za mną pierwszy tydzień nowego roku,który okazał się dramatem w kilku aktach.Piątek zdecydowanie należy do dni,które chciałabym wymazać z pamięci.Cały! Dosłownie cały dzień,aż do 1.00 w nocy był jednym wielkim dramatem.
Nie ma teraz nic fajnego.Live sad,die sad-czyli jak to można sobie poszlochać w piątkowy wieczór oraz cytować grupy z Facebooka,z 'najebie się to się łasi' na czele,jako idealny opis sytuacjii.

A tak poza tym,to nienawidzę dziewczyn bo są głupie,łaszą się do moich kolegów i czekają na komplementy,a po wszystkim udają,że nic nie zrobiły-powiedziała kobieta w rozmiarze S i rudych włosach.

sobota, 1 stycznia 2011

1.1.11

Żeby każdy dzień tego roku wyglądał tak jak ten dzisiaj!
I żebym nie panikowała z takich banalnych powodów.


postanowienia noworoczne,mode on!