czwartek, 3 lutego 2011

wielka przegrana

Wielka dama tańczy sama,wielkiej damie znowu żal.
Czuję się jakby cały świat odbił na mnie swoje piętno,a całe 6 miliardów ludzi skopało mnie to tu to tam dla wyładowania swoich emocji.Nie pamiętam,kiedy czułam się tak jak teraz.Chyba z rok temu,ale wtedy nie byłam w centrum problemów,nie było ich tak dużo.
Czego bym się nie dotknęła to się spierdoli.Już nawet nie mam ochoty nikomu ze znajmych się żalić,nie czekam nawet na telefon z pytaniem czy jeszcze żyję i co u mnie.Bo przecież do póki widać mnie na Facebooku to wszystko jest ok.A dlaczego nie pojawiam się tu i tam też nikogo nie interesuje,bo pewnie znudziło mnie wszystko i znowu mam out of space.
I'm pretty far away from being ok!
Nie jest ok,bo kolejny raz potwierdza się,że nie mogę sobie niczego planować,układać w głowie hipotetycznych scenariuszy bo i tak to szlag trafi.Lista jest długa,od tego że koleżanka mnie lekko wystawiła i wycofała się z pewnej decyzji po brak wakacji i perspektywę szpitala,kolejnego zabiegu.
Co ja takiego zrobiłam złego,że los się tak na mnie mści? Nie mam zdrowia,dosłownie.Nie mam miłości.Przyjaźń,to też ostatnio na tyle drażliwy temat,że wolę nie zagłębiać się w ranking.Pieniądze się kończą.Rodzina średnio się sprawuje.
Jakieś 1,5 roku temu albo i sięgając dalej powiedziałam do siebie,że ma się to wszystko skończyć,zmienić na lepsze.Poskutkowało,z dnia na dzień wszystko stawało się lepsze.Teraz krzyczę w duszy 20 razy na godzinę,że mam dość i ma się wszystko zmienić(!),ale jakoś się na to nie zanosi.

I zaczynam rozumieć narkomanów.Pyk i jesteś w lepszym świecie.Dwie magiczne tabletki z przepisu lekarza...hej! dziwny stanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz