wtorek, 12 lipca 2011

ja pasztet,ja pasztet jak mnie słyszysz?

Powoli zamieniam się w całkiem niczego sobie pasztecika.Brzuszek rośnie,fałdki się robią,troszke wgląda to jak ciąża trochę jak brzuch dziecka z Etiopii.I tak ten brzuch mi rośnie i tyję,przeglądam sporo aktualnych zdjęć ze swoją osobą i mówię do siebie 'ale pasztet ze mnie,nono'.I wtem nagle bum,wielkie zainteresowanie moją osobą.Czym w ciąży jednak jest,ubolewanie,że szkoda bo fajnie by było zostać wujkiem czy ciocią i tak się to leje.A jak nie o ciąży to zabieganie,zabieganie o mnie.Oczywiście nie,ja muszę nadal być hejterą i robić selekcje,grafiki,plany,reżyserować całość-A POTEM TO TYLKO PŁACZ POZOSTAJE! Spokojnie,nie będzie płaczu nie w tym akcie.Dwa tygodnie to nie tak dużo,ostygniesz i będzie tylko lepiej.Najlepiej to będzie jesienią,kiedy będę mieszkać pomiędzy dwoma miastami i będę mówić 'chwilę się spóźnię,już wychodzę' co będzie dosłowne do granic możliwości [o ile faktycznie zamieszkam tam gdzie już sobie upatrzyłam mieszkanie].

Wcześniej jednak ugoszczę u siebie w domu najlepszego człowieka tego świata,zmienię kolor włosów,pojadę poszukać chłopaka i co najlepsze albo i najgorsze odprawię swoje 20. urodziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz