czwartek, 7 lutego 2013

życie to jest film

w niedzielę zobaczyłam film 'like crazy'. miałam go od jakiegoś czasu na liście filmów do obejrzenia i ciągle zastanawiam się dlaczego. zabrałam się za niego dopiero w niedzielę. nie wiedząc w sumie nic o tym filmie obejrzałam. i z każdą minutą filmu pojawiały się kolejne olśnienia- to tak jak u mnie, też tak miałam, też bym tak zrobiła. utożsamiałam się z głównymi bohaterami, nawet z facetem! aż film dobiegł do końca, zakończenie. wtedy nagle miałam gotową odpowiedź na swoje życie, na dany moment.
film i jego zakończenie mogę tak podsumować: stara miłość a nawet nie ta stara z czasem rdzewieje i ma się jej dość, nie chce się do niej wracać a nawet nie ma do czego bo się wypala. jak u mnie.

u mnie jest jak w tym filmie, tylko kolejność troszkę inna. jest dwóch facetów. jeden to B. którego znam od września 2009, drugi to M. którego poznałam pierwszy raz w sierpniu 2010 a potem w maju 2011.
pierwszy to miłość od pierwszego wejrzenia, chora fascynacja. miesiąc po poznaniu się zdecydowaliśmy się być razem, żeby na drugi dzień się rozstać, zawiesić związek i popracować nad sobą- ja matura i wszystko wkoło, on magisterka do tego odległość jakiś 75km czyli jakieś godzina i 45 minut w pociągu z jedną przesiadką. i mieliśmy wrócić do tematu w maju, ale jakoś tak się nie stało. czas płynął dalej, aż ja spotykałam się z jednym facetem, potem z drugim. w kalendarzu zmienił się rok. na jakiś czas uznałam, że nikogo nie chce i żyło mi się z tym dobrze- ale zawsze w myślach był B.
potem znowu przez jakiś czas z kimś się spotykałam, byłam w pewnej relacji którą szybko zakończyłam. odcierpiałam swoje i tak po pół roku stwierdziłam, że nadal chce B. powiedziałam mu o tym, ale się tym nie przejął. na nic wielkiego też nie liczyłam. zajęłam się sobą. pracą, szkołą, własnym życiem. nie miałam czasu na myślenie o związkach, nie potrzebowałam tego. aż w pewnym momencie zaczęłam mięknąć. były dni kiedy wracając z sukcesami zawodowymi do domu myślałam sobie- chciałabym się tym cieszyć z kimś, otworzyć wino i cieszyć się tym razem. niestety, na drugi dzień znowu szłam do pracy a jedyną osobą jakiej o tym mówiłam to mama i M. czas leciał aż znowu kalendarz wybił nowy rok, 2013!
nagle zaczęło gdzieś się pojawiać coraz więcej M.- przyjaźń idealna. był i jest zawsze, na każde zawołanie. nigdy niczego nie oczekuje, nie krytykuje, nie chce nic w zamian. akceptuje mnie taką jaką jestem. powoli łapałam się na tym, że myślałam sobie- ach, jak to dobrze że ktoś we mnie wierzy, że mnie tak bardzo wspiera a przy każdej mojej złej decyzji nie krytykuje. po takich myślach i przyzwyczajeniach pojawiła się potrzeba bycia z kimś, z kimś właśnie takim!
aż nagle był Sylwester 2013, gdzie niektórzy wzięli mnie i M. za parę co wywołało  na nas presję- a nigdy o tym nie rozmawialiśmy. do czasu. po północy, żeby nie psuć nastroju zebrałam się w sobie i zapytałam go jak to jest. nie wiedział co powiedzieć, bał się. pamiętam, że powiedział nie myślę o związkach bo muszę się skupić na sobie. powiedział to bardzo asekuracyjnie. nie było mi przykro.
kilka dni po sylwestrze pojawił się znowu B. co jakiś czas się widzimy, jesteśmy w lepszym czy gorszym kontakcie. i nagle on łapie mnie za rękę, całuje i daje mi nadzieje, złudną nadzieję. pytam się go, co my robimy, na co odpowiada, nie pytaj co tylko ciesz się chwilą. niestety nie cieszyło mnie to. mimo, że gdzieś tam czekałam na to 3 lata i równo 4 miesiące. wiedziałam, że jak wrócę do domu to wszystko znowu będzie po staremu. jestem i byłam za bardzo pogodzona z tym, że nigdy z nim nie będę. bo on ciągle gdzieś musi uciekać, z nim nie ma pewnego jutra. nic się nie zmieniło po tamtej nocy. jedynie to, że byliśmy niemal codziennie, co dwa dni w kontakcie. aż do piątku. w zeszły piątek ostatni raz rozmawialiśmy, od tego czasu cisza.
w tym wszystkim dochodzę do wniosków, sama przed sobą że B. to tylko facet, który myśli typowo penisem. nigdy nie ukrywał, że chciałby się ze mną przespać. ostatnio dałam mu nawet cień szansy, ale wiem że nie mogłabym tego zrobić. nie chce być dla kogoś tylko ciałem, które można zabrać do łóżka. chciałabym żeby dostrzegał we mnie coś więcej niż dupę, cycki i pochwę! nigdy nie dał mi takiego poczucia, że jestem wyjątkowa i ważna dla niego, nigdy!
a M. ? łączy nas muzyka, a poza muzyką wspaniała przyjaźń. możemy całe dnie rozmawiać o niczym i jest nam miło. rozmawiamy codziennie, nawet jak jest na drugim końcu Polski to wysyła mi sms- strasznie mnie to cieszy, bo wiem że o mnie myśli.
więc w czym tak na prawdę jest problem? problem jest w tym, że M. to mój przyjaciel, nie wyobrażam sobie życia bez niego. jednocześnie chcę z nim być, chce być jego dziewczyną, chce być jego najważniejszą kobietą, oddaną i kochającą a z drugiej strony chcę zachować tę przyjaźń. boję się zaryzykować, nie wiem jak przełamać tą barierę i mu to powiedzieć. chociaż w sumie nie wiem czy bardziej nie boję się odrzucenia.
bo w tym właśnie tkwi ambaras, żeby dwoje chciało na raz...ale przecież wszystkie pisemka dla kobiet i telewizje śniadaniowe głoszą, że dobry związek powinien opierać się na przyjaźni. tą solidną podstawę już mamy, jak i wiele wątków wspólnych. uda się czy się nie uda?
skoro wybieram M. to co z B.? nadal będziemy się przyjaźnić, nic się nie zmieni. jedynie to, że nigdy nie zobaczy mnie w swojej pościeli. będzie mieć też pewność, że nigdy nie będzie moim facetem, że jedyne co nas łączy to przyjaźń i wzajemny pociąg seksualny. jedyne co nas łączy to właśnie ta chora fascynacja, która prowadzi do łóżka [ zawsze będzie dla mnie kimś bardzo ważnym i zawsze go będę sznować]. serio, jak postawię obok siebie B. i M. to jak zestawić biedne kraje Afryki z tymi najbogatszymi na świecie. różnią się diametralnie, jeden dobry drugi zły.
najważniejsze  co o B.  mogę powiedzieć, to że  z nami jest jak w tym filmie 'like crazy'; w pewnym momencie miłość wygasa i nawet nie chcę się iść ze sobą do łóżka.

to jest jakby pożegnanie z B. nie chcę nigdy więcej o nim wspominać na tym blogu w ilości większej niż dwa zdania złożone.
mam nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi z tym właściwym osobnikiem i zakończy się...happy endem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz