piątek, 30 stycznia 2015

rozdział pierwszy: już prawie wiem

dziś od szefowej, tej, która ma mnie na co dzień od roku usłyszałam, że albo już albo dopiero będę uzależniona od hazardu, automatów i wszystkich tych gier w których chodzi o pieniądze. dobry żart. mogę być uzależniona od narkotyków, jedzenia, drugiej osoby i alkoholu czy nikotyny, ale nie od hazardu.
dziś ostatniego dnia pierwszego miesiąca tego roku wiem, że jestem uzależniona od problemu samej ze sobą.
wiem to od jakiś dwóch tygodni, kiedy pierwszy raz powiedziałam sobie mam problem . mam problem ze swoją osobą. od października żyję w wiecznym konflikcie ciała, umysłu i duszy.
wyszłam z etapu płaczu, snu i leżenia w łóżku do etapu oglądania sześciu filmów w weekend i czytania książek. wszystko to po to żeby wyleczyć siebie i zrzucić ten płaszcz nieszczęścia.
codziennie staram się dotrzeć tam gdzieś w głąb siebie i naprawić, zrozumieć choć najmniejszą część.
efekty są tragiczne. gdyby nie przeczytanie w książce pojęcia zachowanie  kompulsywne, uprawianie kompulsywnego seksu nigdy bym nie zrozumiała jednego z kluczowych problemów swojego życia i wiecznych problemów.
bo to jest tak, że prawie każdy seks był po coś, a bo czułam się samotnie, a bo ktoś mi się podobał, a bo dla rozrywki, a bo chcę coś nowego poznać, bo ludzie to robią, dla podwyższenia samooceny. powodów było zawsze masa. dosyć często alkohol. nie ważne. ważne jest to, że osoby zawsze były dosyć przypadkowe, nigdy nie miałam większego zastanowienia nad tym co robię. no, może z wyjątkiem czy z tego będą dzieci. zawsze po czułam się wspaniale, pięknie, lekko, w centrum wszechświata, jedna i jedyna w swoim rodzaju, mistrzyni olimpiad łóżkowych.
niestety dopiero kiedy alkohol się ulotni, myśli zaczną zbierać się w logiczną część pojawia się olśnienie. czasem dopiero miesiąc, dwa czy pół roku a nawet rok po fakcie.
przy każdym czułam się wspaniale i dobrze, każdy był wyjątkowy. ja chciałam wierzyć w siebie, że jestem wspaniała, robiłam to tylko dlatego żeby poczuć się docenioną i zauważoną. po tym wszystkim zaczynałam wierzyć, że to ma sens, że z tego może coś będzie, że jakaś więź że jakiś związek. i przez te błędy, przez ten kompulsywny seks, przez impulsywność i przypadkowość, bez brak umiejętności mówienia nie, stały się rzeczy które się stały,
i to boli, że musiałam tyle stracić, tyle nocy nie przespać żeby dziś napisać: to wszystko przez seks i brak asertywności, brak umiaru i brak wiary w siebie.
pierwszy raz powiedziałam sama sobie, patrząc sobie w ryj w lustrze, że nie prześpię się z żadną osobą którą znam bardziej i mam do niej choć trochę sympatii.
w marcu spotkam się po raz pierwszy z Timmim, z którym łączy mnie to że bardzo dużo ze sobą rozmawiamy. czuję się z nim związana i szczerze go lubię mimo, iż wcale go nie znam, znam tylko jego głos i wzrost. nie prześpię się z nim, nie zrobię tego. nie chcę spać znowu z kimś kogo lubię, kogo chcę mieć za przyjaciela. nie chcę karmić się złudzeniami, robić sobie nadziei.
Timiego lubię za to, że mnie nie zna tak na maksa, nie wie jak wygląda mój tyłek, zęby, nos i uszy. nie wie jak bardzo upierdliwy mam głos. i to jest super, to daje pewność siebie, bo jestem w sferze jego wyobrażeń. to jest bezpieczna strefa, układ idealny. dlatego taką przyjemność sprawiają mi rozmowy z przypadkowymi facetami na tinderze, gdzie dodałam pierwsze w życiu zdjęcie w samej koszulce. oni mnie nie znają, ale mówią jaka jestem mądra i super, ładna i ciekawa. ja w to wierzę i czuję się lepiej.
tak, to jest kolejny problem. ależ nie, nie kolejny. samoocena, wartość, poczucie pewności siebie to coś czego mi brakuje od zawsze. to coś co powoduje te wszystkie problemy. dlatego wiem, że mam problem nie od dziś i nie od wczoraj.
wiem, że muszę iść z tym do lekarza, że ktoś musi mi pomóc bo zniszczę siebie i innych,
tylko najgorsze jest to, pójść do lekarza i powiedzieć że ma się problem.
już prawie wiem, kiedy tam pójdę.

sobota, 17 stycznia 2015

miejsca przepełnione ludźmi są ostatnią rzeczą jakiej obecnie potrzebuję. praca-dom-co najwyżej pilates. nie dalej.
ciąglę sobie mówię, że się ogarnę. że jutro, że od poniedziałku, że od nowego tygodnia, że już teraz od tego momentu. że koniec z tym.
kilka przepłakanych tygodni zajęło  mi odważenie się na skasowanie tych wszystkich wiadomości jakie kiedykolwiek dostałam od niego czy tego drugiego.
tyle czasu potrzebowałam, żeby nagle się ich pozbyć. przestań obserwować.
brak mi tylko odwagi na skasowanie ich ze znajomych bo wciąż mam w sobie tą najgorszą naiwność, że to wszystko kiedyś się zmieni.
nic się nie zmieni a my wszyscy spotkamy się w jednym miejscu na początku sierpnia. OFF festiwal.
będziemy udawać, że się nie znamy, nie widzimy i czuć w sobie te niewygodne uczucie że mamy takie intensywne wspomnienia, że coś razem kiedyś przeżyliśmy. że kiedyś SIĘ ZNALIŚMY.


piątek, 2 stycznia 2015






jesteś żałosny! 

tak właśnie skończył się byt pewnej znajomości. o losie, ale to przykre że jeszcze niedawno przeżywałam z nim jedne z najlepszych chwil swojego życia.


unikać dramatów, w nic się nie mieszać. żyć prostym życiem.