środa, 9 września 2015




telefon. co tam? opowiadam, jak zły dzień miałam, jak bardzo jestem zdenerwowana na wszystko i chcę umrzeć. nie krzycz na mnie, przecież nic ci nie zrobiłem, dlaczego na mnie krzyczysz. przepraszam, ale jestem zdenerwowana, to nie było specjalnie. 
zamiast zrozumienia pretensje, brak wsparcia. i co z tego, że jest daleko. koledzy przyszli, cześć pa. 
czuję jak ucieka mi od już tygodnia to w co wierzę. tracę nadzieję, że to wszystko ma sens, że mnie jeszcze kocha, że to uczucie jeszcze jest albo w ogóle było aktualne. patrzę na niego jak na zupełnie innego człowieka, którego nie znam. bo jak mam się czuć kiedy siedzi przez cały dzień w domu i jedyne co potrafi to poświęcić mi wieczorem (!) 8 minut a następnego dnia wysłać jakieś tam zdjęcie z pracy.
pojutrze ma przylecieć, ale ja do tego przylotu mam spore zastrzeżenia. nie cieszę się tak bardzo jak powinnam a on chyba ma tak samo. nie czuję się ważna, nie czuję się dostrzegana i doceniana.
czasem mam z tyłu głowy myśl, że się narzucam, że za dużo mu wysyłam wiadomości.
teraz mam łzy w oczach, płakać mi się chce a przecież chcę mu powiedzieć, że go kocham.
to raczej nie jest jeszcze miłość skoro chcę to zweryfikować, sprawdzić go.
złe myśli mam, spore zniechęcenie do tego wszystkiego.
w głowie mam zakodowane, że lipiec, że razem, że my, nierozłączni a w sercu obawę, czy to aby wszystko przetrwa do czasu mojego przylotu w październiku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz